Łączna liczba wyświetleń

piątek, 29 grudnia 2017

WIELKI PIĄTEK – II DZIEŃ TRIDUUM PASCHALNEGO

Tego dnia miało miejsce, jak co roku, przygotowanie do święta Paschy, na którą to Żydzi masowo ściągali z całej ówczesnej Palestyny do Jerozolimy. Dla uczniów Jezusa z kolei rozpoczął się dzień ów zapewne nerwowo, bowiem od ubiegłej nocy trwali w wielkim niepokoju, wręcz lęku, czekając dalszego biegu wydarzeń. Natomiast dla faryzeuszów, uczonych w piśmie i całej Wysokiej Rady żydowskiej rozpoczął się od tego, jak skutecznie skłonić głównego decydenta, czyli prokuratora rzymskiego (Poncjusza Piłata) do wydania wyroku śmierci na Jezusa. A jak zaczął się ten piątek dla samego Mistrza z Nazaretu? Tego tak naprawdę chyba nikt nie jest w stanie ani sobie wyobrazić ani opisać, co działo się w duszy Jezusa. Jasne natomiast jest to, że pewien był swojej misji, że musi wszystko (i de facto chce) doprowadzić wszystko do końca, tak jak zostało to o nim napisane przez proroków starotestamentowych. Jezus wiedział, że umrze. Właściwie trwogę konania odczuwał już od minionej nocy, kiedy słaniał się w Ogrójcu na ziemię pogrążony w bólu, samotności i modlitwie, a twarz Jego i ciało pokrywały gęste krople potu zmieszanego z krwią.
Tak więc jak widać, dla każdego ów piątkowy dzień, czas przygotowania do Paschy, rozpoczął się inaczej. Aczkolwiek przebywających w Jerozolimie jedno łączyło – wszyscy odczuwali jakieś zdenerwowanie, niepokój, choć każdy z innego powodu.
Ubiegło nocna farsa, plan zgładzenia Jezusa, wszedł w dalszy etap. Wpierw wyprowadzono Mistrza z lochu i na życzenie Sanhedrynu poprowadzono Go przed oblicze Piłata. To co tam się działo, to jeden wielki wyreżyserowany spektakl, w którym Wysoka Rada wcieliła się w reżyserów i scenarzystów (a także funkcja oskarżycielska w farsie procesu), Piłat (zapewne znający przebiegłość przywódców żydowskich, choć nie do końca świadomy tego, jakiej perfidnej manipulacji został on sam przez nich poddany) pełnił rolę aktora pierwszoplanowego (sędziego / adwokata), Jezus z kolei został (wbrew swojej woli) wpisany również w role pierwszoplanowego aktora (jako oskarżony), a lud przypisaną miał rolę widowni, tudzież aktorów drugoplanowych / statystów (funkcja oskarżycielska oraz ławnicka). Głównymi tutaj rozgrywającymi, pociągającymi za sznurki byli poszczególni członkowie Sanhedrynu, za którymi stała nienawiść, gniew i chęć zemsty wobec Jezusa. Szefem tej całej farsy był bez wątpienia (obserwując tę parodię procesu) nie kto inny jak… szatan.
Analizując zachowanie poszczególnych osób uczestniczących w ów farsie, można zauważyć, że:
  1. Piłat de facto momentami był skłonny, a nawet usiłował uwolnić Jezusa. Sędzia (będący wyrazem sprawiedliwości) okazał się nawet obrońcą (wyrazicielem miłosierdzia) patrząc na oblicze Chrystusa. Dlaczego? Czyż może bał się Jezusa? Czy może miał jakieś odruchy sumienia i widział (przynajmniej pierwiastkowo) w Jezusie światło Boga? Czy po prostu nie chciał człowieka, co do którego winy nie był w żaden sposób przekonany, a wręcz uważał go za niewinnego, skazywać na śmierć? Tego nie wiemy. Jedno jest pewne – Piłat pomimo ostatecznego tchórzostwa, wykazał się większym miłosierdziem, wyrozumiałością i przejawem człowieczeństwa, niż uczeni w Piśmie, strażnicy Słowa Bożego i cała Wysoka Rada, pomimo iż był poganinem i posiadał szeroką władzę w przeciwieństwie do religijnych i nie mających de facto politycznej władzy Żydów.
  2. Sanhedryn (a raczej jego część) wykazywał się ogromną przebiegłością i obłudą, zwłaszcza wobec Piłata, chcąc doprowadzić do tego, by uzyskać korzystny dla siebie wyrok, tj. śmierć dla Jezusa. Sanhedryńska agresja, rozsierdzenie względem Mistrza z Nazaretu przybrały ogromne rozmiary. Podłość ich była tak ogromna, że przekroczyła wszelkie granice zdrowego rozsądku, a nawet przekreśliła znaczenie człowieczeństwa, którego sami w tej godzinie się wyzbyli.
  3. Lud tak naprawdę był od początku do końca zmanipulowany. Wielu Jezusa nie znało, a wołało, aby go zgładzić.
Biorąc na rzutnik raz jeszcze sam proces, należy podkreślić, że była to wielka gra słów, gestów, ale nade wszystko chyba najbardziej interesów. W rzeczywistości wszyscy Jezusa się bali. Sanhedryn, że utraci władzę i wpływy religijne, Piłat z kolei lękał się, że jeśli nie skaże Jezusa zgodnie z wolą Żydów, wówczas Sanhedryn oskarży go o to, że nie jest przyjacielem Cezara (a więc nie jest mu wierny, skrajnie sprowadzając postawę Piłata do zdrady wobec Rzymu), wskutek czego straci on władzę polityczną. W międzyczasie pojawia się epizod z królem Herodem, przed którym Jezus również zostaje zełgany. Król judzki żądny cudu, nie otrzymując go, wyśmiewa Mistrza z Nazaretu i kpi z Niego. Jezus powtórnie staje przed Piłatem i ludem. Należy poświęcić trochę uwagi temu ostatniemu. Lud, który tłumnie zebrał się w tych dniach w Jerozolimie, aby święcić Paschę, dokładnie ten sam lud, jeszcze zaledwie 5 dni wcześniej wiwatował na cześć Jezusa, wyśpiewując mu Hosannę, kiedy ten wkraczał na oślęciu w bramy miasta świętego, witany jak król (i nim de facto obwoływany). A dziś? Co pozostało z tamtych chwil i atmosfery? Nic. Sanhedryn doskonale w swej przebiegłości wiedział jak zmanipulować nie tylko Piłata, ale i w jaki sposób zwieść lud. Jak to możliwe, że minęło zaledwie kilka dni, a ludzie zmienili swoje nastawienie do jednego człowieka aż o 180 stopni? Pierw Jezusa wychwalali, a teraz lżyli i wyśmiewali, życząc (a raczej żądając) dlań śmierci. To jest naprawdę przerażające, jak łatwo człowiek może być zwiedzionym i podatnym na manipulacje. Minęło ponad 2000 lat i czyż nie jest podobnie i dziś? Czy i teraz nie mamy w świecie manipulatorów zwodzących ludzkie masy? Pewnikiem jest, że ludzie potrafią bardzo szybko zmieniać swoje poglądy, nastroje i nastawienie w zależności od miejsca i czasu, w którym się znajdują. Masami, zwłaszcza niczego nie świadomymi naprawdę z łatwością przychodzi sterować. Dlaczego tej kwestii poświęca się tu tyle miejsca? Dlatego, że każdy w swoim sumieniu powinien zadać sobie pytanie, ile razy w swoim życiu uczestniczył w danej farsie publicznej, czy to medialnej, czy politycznej, gdzie pierw kogoś chwalono, by potem obedrzeć z godności, dobrego imienia, a nawet zniszczyć, tylko dlatego, że zmieniły się okoliczności, ba wręcz stały się jak najbardziej korzystne do „obsmarowania” ów człowieka. Wracając jednak do sprawy pseudo procesu Jezusa z Nazaretu, wydarzenia ów pokazują dokładnie nic innego jak skalę hipokryzji, kłamstwa czy wręcz oszustwa, do jakiego ludzie (nawet pozornie religijni) zdolni są posunąć się. Tutaj akurat Sanhedryn okazał się tym, który wszystkich oszukał, tak Piłata, jak i lud, ale chyba najbardziej siebie samego. Dlaczego członkowie starszyzny żydowskiej siebie najdobitniej zwiedli? Dlatego, że tak usilnie wmawiali sobie kłamstwa na temat Jezusa Chrystusa, że aż w nie wydaje się, iż rzeczywiście uwierzyli, a wszystko w obawie o utratę władzy, wpływów, zaszczytów i stanowisk.
Największym przegranym wydaje się być Jezus, o wszystko co złe oskarżany. Ale czy oby na pewno? Czy największymi przegranymi w pseudo procesie nie okażą się finalnie być oskarżyciele i sędzia Jezusa, a także lud, czyli wszyscy gadatliwi i mędrkujący publicznie, a prywatnie, z osobna, stanowiący w duchu wielkich tchórzy? Na odpowiedź nie przyjdzie długo czekać, bowiem trzeciego dnia od ów farsy procesu wszystko stanie się jasnym do końca.
Wracając do procesu Jezusa, trzeba zauważyć, że stanowił on zaledwie część ów piątkowego dnia. Ostatecznie Mistrza skazano na ubiczowanie i śmierć poprzez ukrzyżowanie. Na moment wypada zatrzymać się nad tym pierwszym. Było ono wymierzone przez silnych, bezlitosnych i żądnych rozrywki, a przy okazji mających sposobność do wyżycia się żołnierzy rzymskich. Cierpień Jezusa nie sposób zliczyć w czasie tej strasznej męki biczowania. Obraz, który można by nakreślić, nie jednego mógłby przyprawić o dreszcze a może nawet wymioty. Dlatego odsyłam (tylko ludzi o mocnych nerwach) do szczegółowego opisu tejże kaźni, zawartego m.in. w wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich. Tam są zawarte detale ów dręczenia Boga przez człowieka.
Po ubiczowaniu, na koniec, żołnierze „przyozdobili” Jezusa koroną cierniową, której ciernie raniły niemalże całą powierzchnię głowy Mistrza. Jakby jeszcze tego było oprawcom mało, bili Go po głowie trzciną, wyśmiewając, szydząc, wyzywając i plując nań. Potem na jeszcze większe pośmiewisko „wystrojono” Pana w płaszcz. Tak też wszyscy mogli publicznie zobaczyć oszpeconego, ośmieszonego i bezbronnego Boga, stojącego w obliczu ludzkości, w roli parodii króla, gdzie płaszcz stanowił szatę królewską, korona cierniowa – koronę, a trzcina – berło. Piłat przedstawił takiego oto Jezusa narodowi wybranemu i światu, mówiąc: Ecce Homo (Oto Człowiek). Tak. Niesamowita ironia. Oto stoi przed swym stworzeniem umęczony Chrystus. I tak też nasuwa się kolejny obraz ironii losu, bowiem sędzia Jezusa (Piłat – człowiek) Jezusa (Boga-człowieka) człowiekowi (publiczności). Piłat prawdopodobnie przez to liczył, że Sanhedryn i lud się zlitują nad i tak już do potęgi udręczonym człowiekiem. Niestety. Przeliczył się. Nawet taki obraz nie wzruszył zatwardziałych, kamiennych serc. Bezradny Piłat (w obliczu z jednej strony nacisków żydowskich przywódców religijnych i podburzonego ludu, a z drugiej perspektywy oskarżenia go o brak przyjaźni z Cezarem, jeśli uwolni Jezusa) umył ręce, chcąc się odciąć od tego całego spektaklu, którego i on padł ofiarą. Padł ostateczny wyrok – ŚMIERĆ!
Jednakże przekładając proces Jezusa na czasy współczesne należy postawić i poddać pod refleksję kilka kwestii. Mianowicie – czy i dziś człowiek nie krzyczy za mediami (tłumem), że ten czy tamten człowiek jest winny? (bez żadnych dowodów, procesu, na podstawie wyłącznie tego, że „a bo tak powiedzieli w telewizji”); czy dzisiejszy człowiek także czasem nie oskarża innych za coś czego oni nie zrobili? (uczestnicząc w swojego rodzaju farsie); czy przypadkiem i dzisiejszy człowiek wzorem Piłata nie umywa rąk, udając że to czy tamto go nie dotyczy? (zatykając sobie uszy, zamykając oczy i przez to udając, że nie wie się o co chodzi w myśl – „nic nie widziałem, nic nie słyszałem”); czy człowiek współczesny nie stał się zbyt obojętny na ludzką krzywdę, cierpienie, wręcz może nawet mało humanitarny? (zwodząc siebie samego i tłumacząc sobie – „to nie moja sprawa”, „co to mnie obchodzi”, „ja mam swoje życie” czy „nie chcę się w to mieszać”).
I tak po poranku procesu, a raczej jak już wcześniej wspomniano, farsie procesu, nadszedł chyba najcięższy moment dla Jezusa – droga krzyżowa do miejsca swego ostatecznego ziemskiego przeznaczenia. Nie ma co ukrywać faktu, że była to droga przez mękę pełna potknięć, upadków, powstań. Drogę krzyżową Jezusa można, a nawet trzeba przyrównać do życia każdego człowieka. Bowiem każdy ma na swojej drodze życiowej jakieś cierpienia, upadki, ale i także potrafi z nich się podnieść. Dlatego nawet i w tej godzinie Jezus nas uczy i zaskakuje, jakby chciał nam powiedzieć, lecz z braku sił nie słowami, ale właśnie swa postawą, bezradnością ludzką – „Człowieku, kiedy tylko upadniesz i ile razy by to nie miało miejsca, to zawsze chciej się podnieść, zrób to i idź dalej, tak jak ja na kalwaryjskiej drodze dla ciebie, twojego zbawienia”.
Jeżeli natomiast chodzi o samą drogę krzyżową, to to czy Pan Jezus dźwigając krzyż spotkał na niej swoją Matkę oraz Weronikę (która miała mu otrzeć twarz), pozostaje poza faktami ewangelicznymi, w sferze apokryficznej. Aczkolwiek wielce prawdopodobnym jest, iż pomimo milczenia ewangelistów, wydarzenia wspomnianych spotkań mogły faktycznie mieć miejsce i jest to wielce prawdopodobne, a przynajmniej nie ma niczego, co by temu mogło przeczyć. W Piśmie Świętym możemy natomiast odnaleźć wzmiankę o tym jak Jezus spotkał płaczące niewiasty (Łk 23, 27-31oraz o człowieku imieniem Szymon (z Cyreny), który pomógł Panu dźwigać ciężar krzyża na Golgotę (Łk 23, 26Mk 15, 21Mt 27, 32).
Kiedy Jezus już dotarł do miejsca ostatecznej swojej kaźni, zwanego Golgotą (z hebr. Góra Czaszki), wówczas wobec obserwujących ostatni etap zaprojektowanego przez Sanhedryn widowiska, obnażono umęczone ciało Jezusa z szat, czyli resztek godności. Iluż dzisiaj ludzi samych, niczym nie przymuszonych, w pełni wolnych i z własnej woli, odziera z godności siebie, ale i innych? Iluż poddaje swoje ciało na widok publiczny za pieniądze, sławę i ziemską chwałę, handlując swoim ciałem, godnością? A Jezus cierpiał i wciąż cierpi widząc ludzkie czyny.
Po tym, gdy Jezusa pozbawiono ludzkich szat, zdarto z niego resztki intymności, położono Go na krzyżu pełnym drzazg i zaczęto w Jego zamęczone Ciało wbijać przytępione gwoździe. Ból można sobie tylko wyobrazić, a i chyba nawet największy fantasta nie byłby w stanie sobie tego wyobrazić. Kiedy dokończono krzyżowania, krzyż z Jezusem z pozycji poziomej ustawiono na pionową.
Nawet w tej ostatniej godzinie, stojący wokoło nie mieli miłosierdzia. Tłuszcza oraz faryzeusze i uczeni w Piśmie, w dalszym ciągu lżyli i naśmiewali się z Jezusa. A co na to sam Mistrz? – Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34a). Tak. Jedne z ostatnich słów zmiażdżonego cierpieniem, zdeptanego jak robak przez ludzi Boga-Człowieka, były słowami miłosierdzia, wzywającymi nawet tu i teraz w takim miejscu i okolicznościach do przebaczenia. A czy człowiek współczesny potrafi przebaczyć każdemu, bez względu na miejsce, czas i okoliczności? Czy człowiek gotów jest przebaczyć swoim oprawcom nawet w obliczy śmierci swojej, jak i swojego kata? Czy człowiek w ostateczności będzie w stanie wyzwolić się spod pęt swojego zła i żałować?
Jezus wisząc na krzyżu, rozpościerając swe dłonie przybite do drzewa krzyża, jakby chciał ludzkości błogosławić, powierzył losy swoje Bogu Ojcu do końca. Jego płaczliwe, głośne wołanie: Eli, Eli, lama sabachthani? - Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mt 27, 46Mk 15, 34). Nie oznaczało to braku zaufania do Niego, jakby to mogło się zdawać, lecz na odwrót, wręcz słowa te przypieczętowały akt definitywnego oddania się tak z bezradności, ale i miłości w ręce Bożej Opatrzności. Czy człowiek współczesny pogrążony w konsumpcjonizmie i swoich sprawach, w obliczu cierpienia potrafi zaufać i zawierzyć Bogu do końca? Czy w ostatniej swej godzinie, nawet w bezradności, zawoła bądź chociaż westchnie do swego Stwórcy?
Także i z krzyża Jezus wygłosił swój testament: Niewiasto, oto twój syn; oto twoja matka (J 19, 26-27), w którym to ustanowił swą Matkę, Matką wszystkich ludzi, a Jana, umiłowanego ucznia (symetrycznie wszystkich ludzi) dziećmi Maryi. Od tej godziny Matka Jezusa stała się Matką ludzkości. Czy człowiek współczesny potrafi być Ojcem / Matką / Siostrą / Bratem / Córką / Synem dla swoich bliskich, ba, dla każdego bliźniego swego? Czy człowiek chce tego?
Krzyż stał się również miejscem pierwszej, błyskawicznej kanonizacji, kiedy Jezus wyrzekł do współwiszącego na krzyżu łotra: Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze mną w raju (Łk 23, 43). Co wystarczyło do ów zbawienia tego człowieka? Jedynie trzy rzeczy: szczery jego żal, prośba skierowana do Boga o przebaczenie, a także uznanie Jezusa swoim Królem i Panem. Czy człowiek w godzinie własnej śmierci będzie w stanie zwrócić swe grzeszne oczy i usta do Stwórcy i przeprosić Go za całe wyrządzone przez siebie zło? Czy będzie umiał żałować? Czy będzie to żal szczery? Czy poprosi Boga o przebaczenie? Czy uzna Jezusa za swojego ostatecznego Zbawiciela, Nadzieję, Pana i Króla?
Kolejne słowo z krzyża to zwięzłe – Pragnę (J 19, 28). Na pierwszy rzut wydaje się ono dosyć banalne. Jednakże głębia jego interpretacji jest niesamowicie powalająca. Czy Jezus pragnął pić, wiedząc, że i tak zaraz odda swą duszę Ojcu? Nie. Mistrz, mimo że podano mu do ust gąbkę nasączona octem, to jednak nie skosztował, a jedynie zamoczył usta, by móc dalej głosić miłość ludzkości. Pan Jezus w tej ostatniej swej godzinie, a właściwie minutach życia, pragnął niczego innego jak ludzkiej miłości, życzliwości, szacunku, miłosierdzia. Pragnął, aby ludzie kochali tak Jego, jak i siebie wzajemnie. Jezus jakby chciał wyrzec: „pragnę człowiecze twej miłości”, lecz z braku sił zdołał jedynie wyrzec – „pragnę”. Czy dzisiejszy człowiek pragnie miłości bardziej swojej (narcystycznej, egoistycznej, która tak naprawdę nie może być i nie jest miłością) czy bliźniego? Czy człowiek doby konsumpcji potrzebuje i oczekuje miłości Bożej?
Kiedy Jezus był już do końca świadomy, że nadeszła jego pora przejścia z tego co materialne, do tego co duchowe, pewien że dokonał wszystkiego co było o Nim zawarte w Starym Testamencie (Prawie i Prorokach), czując, że Jego Ciało wkrótce odmówi posłuszeństwa, wyrzekł, jakby ostatkiem tchu: Wykonało się! (J 19, 30). Tak. Zaiste wszystko dobiegło Panie Jezu końca. Całe Twoje życie. W tym krótkim słowie zawiera się dosłownie wszystko – od momentu poczęcia Jezusa w łonie Maryi, poprzez Jego narodziny, życie, działalność publiczną aż po tę chwilę. Dokonało się dzieło odkupienia (zbawienia). Czasami w tym wersie pojawiają się słowa dług jest skreślony, co może oznaczać, że dzięki ofierze Jezusa na krzyżu został skreślony dług ludzi względem Boga. Szatan poniósł ostateczną klęskę. Mimo, iż diabeł zmiażdżył Jezusowi piętę, to Chrystus zmiażdżył mu głowę (por. Rdz 3, 15). W tej godzinie misja Pana dobiegła końca. Odbywa się sąd nad światem. Kres życia Pana Jezusa. Czy człowiek doby XXI wieku świadomy jest wartości swego życia? Czy wie, że jego misją jest dobro, a celem zbawienie? Czy człowiek przyzwyczajony do tego świata, do materializmu, będzie potrafił w godzinie swej śmierci rozstać się z dobrami doczesnymi, z życiem ziemskim?
Niektórzy ewangeliści piszą, że po ów „wykonało się” Jezusa, głowa zwisła Mu na piersi i umarł. Tylko święty Łukasz pisze, że Jezus jeszcze dodał (czy wręcz jak jest dosłownie napisane „zawołał”) donośnym głosem: Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego (Łk 23, 46). Oznaczało to, że Pan świadom swojego ostatecznego tchnienia, pragnął ostatnimi słowami w czasie swej ziemskiej egzystencji zwrócić się do tego, który Go posłał, Ojca, do końca mu ufając. Teraz los Syna należał wyłącznie do Ojca. Nastał koniec. Koniec wszystkiego, koniec spektaklu sanhedryńskiego, tego co byśmy dziś określili mianem „przemysłu pogardy i nienawiści” względem jednego człowieka o imieniu Jezus. Ucichł świat. Ucichł krzyk faryzeuszów, nieraz zatykających sobie uszy na głos Mistrza z Nazaretu, ucichł też wrzask tłumu, jeszcze parę godzin wcześniej wrzeszczącego: Ukrzyżuj Go! Na krzyż z nim! Precz z nim! (por. J 19, 15Mk 15, 13-14Mt 27, 22-25Łk 23, 18-23). Wreszcie zakończyła się trwająca, wydawać by się mogło, iż bez końca, fala hejtu.
Jedynym, który nie zamilkł był Bóg. W chwili śmierci swego jednorodzonego Syna zatrząsnął On światem, ale i sumieniami ludzi. Jak można przeczytać w Biblii u poszczególnych Ewangelistów: Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek (…) Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: «Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy». Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi (Łk 23, 44-45; 47-48)A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej (…) A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: «Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym» (Mk 15, 33; 38-39)Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej (…) A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: «Prawdziwie, Ten był Synem Bożym» (Mt 27, 45; 51-54). Z powyższych opisów zaświadczających o okolicznościach śmierci Jezusa, wymienić można następujące zjawiska: 1) na trzy godziny, pomiędzy 6 (12:00) a 9 (15:00)[1], ziemię ogarnęły mroki (ciemność); 2) nastąpiło zaćmienie słońca; 3) miało miejsce trzęsienie ziemi i popękały skały; 4) zasłona w świątyni [przybytku w Jeruzalem] rozdarła się na dwie części z góry na dół; 5) otworzyły się groby [na skutek trzęsienia ziemi] skąd wielu świętych zmarłych powstało (aczkolwiek ukazali się w Jerozolimie wielu ludziom dopiero po zmartwychwstaniu Jezusa); 6) stojący pod krzyżem setnik [żołnierz rzymski, zapewne poganin] doznał nawrócenia i uwierzył w Jezusa Chrystusa; 7) tłumy widząc ów znaki, wracając biły się w piersi [stąd można wywnioskować, że wielu się zlękło i uwierzyło w Jezusa].
W chwili śmierci Jezusa z Nazaretu, jak można przeczytać w wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich, kiedy zasłona przybytku (w Świątyni Jerozolimskiej) rozdarła się na dwie części z góry na dół, to był to znak, że „chwała Boga Jahwe” opuszcza przybytek świątyni, w którym mieściła się Arka Przymierza. Można też przeczytać, że cheruby (anielscy strażnicy Boży) „uszły” ze świątyni, która stała się teraz siedliskiem zła. Tak też świątynia pańska opustoszała, jak, przepowiedział to Jezus: Oto wasz dom zostanie wam pusty. Albowiem powiadam wam: Nie ujrzycie Mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie» (Mt 23, 38-39). Jezus mówi więc Żydom, że nie ujrzą Go (Boga), do momentu aż w Niego uwierzą. Tymczasem Stare Przymierze dobiegło kresu. Stary Testament (Zakon) wypełnił się do końca. Nastało Nowe Przymierze (Nowy Testament / Zakon) ustanowiony przez i w – Osobie Jezusa Chrystusa. Nastąpiło więc w tej godzinie przejście ze Starego do Nowego Przymierza we krwi Baranka Paschalnego, Jezusa Chrystusa. W momencie śmierci Mistrza odbył się sąd nad światem, nad całym stworzeniem, nad szatanem. Już wówczas miał miejsce ostateczny triumf Jezusa nad złem, który urzeczywistnił się w chwili zmartwychwstania.
Nie ma Jezusa, gdyż został zgładzony, więc nie ma zagrożenia dla żydowskiej starszyzny. Ale czy oby na pewno? Faryzeusze, doprowadzili do rzezi Jezusa, w dalszym ciągu byli niespokojni, pełni obaw, obserwując to, co jeszcze przed chwilą działo się w przyrodzie. Widzieli też tłumy bijące się w piersi. Jednak nawet i to wszystko nie sprawiło, że się nawrócili. Ba! Wręcz jeszcze bardziej nie dali za wygraną.
Tymczasem część spośród rozproszonych uczniów Jezusa oraz dwóch Jego potajemnych z Sanhedrynu (w obawie przed resztą Wysokiej Rady), tj. Józef z Arymatei i Nikodem, zdjęli z krzyża zamęczone, martwe Ciało Jezusa i złożyli je od razu w ręce Jego Matki. Cóż wówczas mogła czuć Maryja, trzymając zwłoki w objęciach zwłoki Syna? Zapewne to, co każda matka czuje po śmierci swego dziecka. Wypełniło się wówczas proroctwo starca Symeona skierowane do Maryi, w momencie ofiarowania Jezusa w świątyni w Jego dziecięctwieOto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (Łk 2,34-35). I tak miecz boleści przeszył serce Matki Najświętszej. Największy, najostrzejszy jaki był. Strata ukochanego dziecka to największy ból dla rodzica. Pieta to chyba najsmutniejszy wizerunek w świecie. W ogóle, martwy Jezus w ramionach Matki, to najsmutniejsza chwila w dziejach świata.
W końcu nadszedł moment pogrzebu. Złożono Pana do nowego grobu, w którym jeszcze nikt dotąd nie był złożony. I tu w tym miejscu należy powrócić do obrazu przerażonych faryzeuszów. Jak na ironię losu, Jezusa bali się tak za życia, jak i chyba jeszcze bardziej po śmierci. W trwodze i naiwności, wystąpili do Piłata o zatoczenie głazu na grób Jezusa, a także obstawienia go strażą. Prokurator rzymski przystał na to, zapewne nie chcąc już więcej narażać się Żydom.
I tak kończy się smutna historia tego wielkopiątkowego dnia. Ostatnie godziny i chwile z życia Jezusa Chrystusa – Boga-Człowieka. Męka, śmierć i grób. Kończy się życie, ale czy oby na pewno? Mistrz niejednokrotnie zapowiadał w czasie swej ziemskiej pielgrzymki, że zostanie wydany Żydom, umrze, choć już trzeciego dnia powstanie z martwych. Póki co, zstąpił do Otchłani, by dokonać ostatecznego rozrachunku z szatanem i śmiercią, oraz ogłosić zbawienie oczekującym tam na Niego duszom, jak zapisano: Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu.  Niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego cierpliwość Boża oczekiwała, a budowana była arka, w której niewielu, to jest osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę (1 P 3, 18-20).
Tak więc, z jednej strony trwa dziś w świecie chrześcijańskim żałoba, a z drugiej jakiś tajemniczy, dziwny niepokój, wbrew prawom logiki oczekiwanie na cud. Cudem tym, już za kilkadziesiąt godzin, będzie Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Podsumowując, należy stwierdzić, że Żydzi / ludzie grzeszni zabijając Jezusa, złożyli ostateczną Paschę Panu Bogu. Ostateczną ofiarę – Jezusa Baranka Paschalnego. W czasie, kiedy On konał na krzyżu, rozbrzmiewały w świątyni jerozolimskiej trąby (a właściwie rogi), oznaczające, że właśnie złożono w ofierze baranka paschalnego, na wzór przepisany prawem mojżeszowym. Ołtarz świątyni i ołtarz krzyża. W tym momencie Stare Przymierze nie tyle, co zostało zniesione, lecz wypełnione w osobie Baranka w ołtarza drzewa krzyża.
Dobiega końca II Dzień Triduum Paschalnego. Jedyny w roku dzień, w którym Kościół Katolicki nie sprawuje Liturgii Eucharystycznej (Mszy Świętej).

 

OSTATNIE 7 MÓW JEZUSA Z KRZYŻA (TESTAMENT KRZYŻA):

 

Tradycyjna kolejność mów jest następująca:

 

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34)

Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze Mną w raju (Łk 23, 43)

Niewiasto, oto twój syn; oto twoja matka (J 19, 26–27)

Eli, Eli, lema sabachthani? – „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46 oraz Mk 15, 34);

Pragnę (J 19, 28)

Dokonało się (J 19, 30)

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego (Łk 23, 46)

Z powyższego wynika, że w żadnym opisie ukrzyżowania nie znajduje się wszystkich siedem mów. Powyższa kolejność wynika z próby ustalenia kolejności mów ze wszystkich Ewangelii. W Ewangeliach Mateusza i Marka cytowane są jedynie słowa Jezusa po aramejsku (Eli, Eli, lema sabachthani? u Mateusza i Eloi, Eloi, lema sabachthani? u Marka). W Ewangelii Łukasza pojawiają się mowy pierwsza, druga i siódma, a u Jana trzecia, piąta i szósta. Podsumowując:

 

U Mateusza:

Eli, Eli, lema sabachthani?

 

U Marka:

Eloi, Eloi, lema sabachthani?

 

U Łukasza:

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (modlitwa za oprawców)

Zaprawdę, powiadam ci, jeszcze dziś będziesz ze mną w raju (słowa skierowane do Dobrego Łotra)

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego (słowa wypowiedziane tuż przed śmiercią)


U Jana:

Niewiasto, oto twój syn; oto twoja matka (słowa skierowane do Marii i ucznia, którego Jezus miłował – prawdopodobnie Jana Apostoła)

Pragnę (w wymiarze czysto fizycznym: prośba o zwilżenie warg)

Dokonało się (słowa wypowiedziane tuż przed śmiercią)



Ostatnie 24 H Jezusa Chrystusa:

1. Ostatnia Wieczerza (ustanowienie sakramentów Eucharystii i Kapłaństwa, przykazanie miłości)

2. Modlitwa w ogrodzie Getsemani za potokiem Cedron (Ogrójec, Ogród Oliwny)

3. Samotność Jezusa, łzy, drgawki i krwawy pot w czasie modlitwy (rozpoczyna się trwoga zbliżającej się śmierci)

4.  Zdrada Jezusa przez Judasza (przyjaciela, a więc duży cios dla Jezusa)

5. Pojmanie Jezusa

6. Jezus przed Sanhedrynem, arcykapłanami Annaszem i Kajfaszem

7. Wyszydzanie, policzkowanie, plucie, bicie pięścią

8. Jezus w więzieniu (ciemnica)

9. Jezus przed Poncjuszem Piłatem

10. Jezus przed Herodem

11. Jezus ponownie przed Piłatem

12. Biczowanie Pana Jezusa w pretorium przez rzymskich żołdaków

13. Wyszydzanie Jezusa przez rzymskich żołnierzy – ubranie w szatę purpurową, ukoronowanie „koroną” cierniową, bicie trzciną po głowie (berłem), opluwanie

14. Droga krzyżowa (pełna upadków) – Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż

15. Jezus spotyka Matkę swoją (apokryf)

16. Św. Weronika ociera twarz Jezusowi (apokryf)

17. Jezus spotyka płaczące niewiasty

18. Obnażenie z szat

19. Przybicie do krzyża

20. Wyszydzanie przez stojących wokoło i współwiszącego łotra

21. Ostatnie 7 słów Jezusa z krzyża (testament)

23. Konanie w mękach

24. Śmierć Pana Jezusa

25. Znaki w przyrodzie: ciemności spowiły w dzień ziemię od godziny 6 do godziny 9 (według naszej rachuby czasu od 12:00 do 15:00), trzęsienie ziemi, rozdarcie się zasłony w świątyni na pół, sprawiedliwi umarli wyszli z grobów i ukazali się swoim bliskim

26. Setnik pada na kolana i oddaje chwałę Bogu

26. Setnik przebił włócznią bok Jezusa (wypłynęły krew i woda)

27. Zdjęcie ciała Jezusa z krzyża, Jezus w objęciach Matki

28. Pogrzeb, złożenie do grobu Józefa z Arymatei

29. Zstąpienie do Otchłani

30. Zwycięstwo nad śmiercią, piekłem i szatanem



#WielkiPiątek #TriduumPaschalne #TriduumSacrum 

[1] W starożytnym Izraelu był inny przelicznik czasu, stąd taki zapis biblijny. Dziś już wiadome jest, że Jezus umierał na krzyżu przez 3 godziny między 12, a 15 godziną, o której skonał. W tym samym czasie mrok ogarnął ziemię.



Piotr Żak – rocznik 1990, magister stosunków międzynarodowych (Uniwersytet Jagielloński) oraz magister amerykanistyki (Uniwersytet Jagielloński), oba tytuły uzyskane w 2014 roku. Zainteresowania naukowe: historia, dyplomacja, prawo międzynarodowe publiczne oraz teologia. Planowany doktorat w zakresie nauk społecznych, stricte stosunków międzynarodowych. W wolnych chwilach: podróże, fotografia przyrody oraz bieganie i jazda na rowerze. Członek Związku Strzeleckiego „Strzelec” Równość Wolność Niepodległość. Numer ORCID: https://orcid.org/0000-0002-9145-2816.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KIEDY ZACZNIE SIĘ WOJNA... [SCENARIUSZE I KONTEKST RELIGIJNY]

Kiedy zacznie się wojna pomiędzy światowymi mocarstwami, np. między USA a Chinami, USA a Rosją, Rosją a Chinami, wówczas będzie to szybko, z...