Łączna liczba wyświetleń

piątek, 29 grudnia 2017

OD OSĄDZANIA DO NAPOMINANIA BLIŹNICH

Ktoś może kiedyś Wam powiedzieć: „Mocny jesteś, ale tylko w słowach” albo „mówisz takie piękne rzeczy a w czynach tego nie widać” – „jesteś obłudny”. Pamiętajcie, nikt nie ma moralnego prawa Wam tego powiedzieć, gdyż to, jakie każdy z was ma serce (a z serca wychodzi motyw, słowo, ale i czyn) wie tylko jeden jedyny Bóg. Nikt też wam nie może zawyrokować: „ty się do tego nie nadajesz” albo „i tak ci się to nie uda, bo nie masz do tego powołania”. Jest bowiem napisane: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone (Łk 6, 37), a także: A ty kimże jesteś, byś osądzał bliźniego? (Jk 4, 12) oraz Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? (Rz 14, 4).
Faktycznie jednak możemy, a nawet powinniśmy napominać naszych bliźnich, kiedy czynią zło, ale nie po to by im dopiec, ale by ich podźwignąć z grzechu, błędnych mniemań o sobie, innych ludziach i ogólnie rzeczywistości. Choć naśladowcy Jezusa Chrystusa wybrali miłość, to jednak w dalszym ciągu popełniają błędy, których rezultaty są mniej lub bardziej groźne. W tym przypadku spontaniczna reakcja ma polegać na tym, aby osądzać tego, kto z powodu niedbalstwa, słabości lub przez zapomnienie popełnia błędy lub powoduje szkody. Są to więc znakomite przyczyny, żeby sądzić naszego bliźniego, ale wyłącznie dla dobra jego samego, żeby się nauczył, poprawił, a nie żeby się na nim wyżyć i go zniszczyć przekreślając „na amen”.
Są niestety i pośród nas ludzie pyszni, którzy wykorzystują nasze wady tylko po to, żeby poczuć się pewnymi własnych zalet. Oni po prostu nasycają się, karmią naszymi słabościami i grzechami. To ludzie faryzejscy, przed którymi przestrzega sam Zbawiciel, mówiąc: (…) podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości (Mt 23, 27). Takim ludziom sprawia przyjemność osądzanie innych, zadawanie bliźnim ciosów „poniżej pasa”, prześladowanie ich. Tacy ludzie zobaczą Twoje najdrobniejsze przewinienie, będą śledzić twój każdy gest, słowo, czyn tylko po to, aby cię przyłapać na czymś niewłaściwym, na grzechu i potem go tobie wyrzucić. I znów Mistrz rzekł na innym miejscu: Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? (Łk 6, 41).
Ci, którzy wydają się czasem naszymi przyjaciółmi, okazują się czasem zdrajcami. Właściwie w tym świecie to jest normalne. Jezus też został zdradzony przez przyjaciela. Co ważne Zbawiciel gotowy był mu ten fakt przebaczyć, ale Judasz wolał odejść ku ciemności, wiecznemu potępieniu, niżeli ukorzyć się przed Jezusem i poprosić go o przebaczenie. Tak i niektórzy pośród nas nie mają odwagi poprosić o przebaczenie, gdy nas wykorzystają, oskarżą o coś, pomówią, czy osądzą niesłusznie (zwykle według własnej pychy). My mamy obowiązek jako chrześcijanie przebaczać wszystkim bez najmniejszego wyjątku, lecz najmiłosierniejszymi powinniśmy być wobec tych, którzy proszą nas o wybaczenie.
Dlatego ci, którzy osądzają swych braci i siostry zobowiązani są do nieustannego rachunku sumienia. Niechaj postawią sobie następujące pytania: Czyż tysiące wad, jakie w bliźnim znajduję, nie przekonują mnie jeszcze bardziej, że jestem więcej wart od niego? Czy jednak nie dlatego śledzę najmniejszą winę mego bliźniego, żeby nie musieć zmierzyć się z własnymi problemami? Surowość moich sądów pozwala mi, być może, ukryć moją własną niepewność i lęk przed cudzym osądem?
Pan Jezus mówił o oku „chorym” bądź „złym” (Mt 6, 23 i 20, 15) i to aż dwa razy. W ten sposób określił spojrzenie zmącone zazdrością. Co ciekawe i ważne oko chore podziwia, zazdrości i sądzi bliźniego w tym samym czasie. Czyż nie jest tak, że gdy podziwiam mego brata/siostrę za jego zalety, to równocześnie zazdroszczę mu ich a moje oko staje się złym? Wówczas nie widzę świata już takim, jakim w rzeczywistości jest, i zdarza się, że osądzam bliźniego za wyimaginowane zło, którego on nigdy nie popełnił, a jeżeli popełnił, to Bóg go z niego rozsądzi sprawiedliwie, a nie ja.
Skłonność do osądzania może też być wynikiem pragnienia dominacji nad bliźnim. Święty Paweł napisał: Kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? (Rz 14, 4), a także nieco dalej: Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga (Rz 14, 10). Kto więc sądzi bliźniego swego, ustanawia się jego panem i tak naprawdę uzurpuje sobie miejsce właściwe Bogu. Czyż nie zostaliśmy wezwani, aby oceniać jedni drugich za wyżej stojących od siebie? (Flp 2, 3). Nie chodzi przecież o to, żeby poniżać samych siebie, lecz raczej o to żeby służyć innym, zamiast ich osądzać. Miłość pokorna to miłość usługiwania sobie wzajemnie, jak Jezus rzekł: Jedni drugich brzemiona noście (Gal 6, 2).
Co ciekawe, w jednym zdaniu apostoł Paweł używa słowa „sądzić” w dwu różnych znaczeniach: Przestańmy więc sądzić jedni drugich. A raczej tak sądźcie, by nie dawać bratu sposobności do upadku lub zgorszenia (Rz 14, 13). Trzeba podkreślić, że powstrzymanie się od wzajemnego osądzania nie skutkuje biernością, lecz jest warunkiem aktywności i właściwego postępowania. Chrystus przecież nie zachęca do zamykania oczu i pozostawienia spraw ich własnemu biegowi. Należy zauważyć, że zaraz po tym, jak powiedział, żeby nie sądzić, kontynuuje: Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? (Łk 6, 39). Jezus sugeruje, aby niewidomym pomóc odnaleźć właściwą drogę. Jednakże odrzuca On niezdatnych przewodników, którymi są, zgodnie z kontekstem, ci, którzy sądzą i potępiają. Bez rezygnacji z osądzania nie można mieć jasnego spojrzenia, takiego żeby wskazywać innym dobrą drogę.
Ważne jest jednak, by bliźnich, jak już wcześniej to zostało napisane, osądzać w słusznej sprawie, mianowicie z zamiarem napominania ich, nawoływania do przemiany życia, przyobleczenia się w dobro. Świadczą o tym bez wątpienia następujące fragmenty Pisma Świętego:
Wykazuj błąd, napominaj, podnoś na duchu z całą cierpliwością i troską o nauczanie (2 Tm 4, 2)
I baczmy jedni na drugich w celu pobudzania się do miłości i dobrych uczynków (Hbr 10, 24)
(…) możecie jedni drugich pouczać (Rz 15, 14)
Dlatego zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich, jak to zresztą czynicie (1Ts 5, 11)
Prosimy was, bracia, abyście uznawali tych, którzy wśród was pracują, którzy przewodzą wam i w Panu was napominają. Ze względu na ich pracę otaczajcie ich szczególną miłością! Między sobą zachowujcie pokój! Prosimy was, bracia, upominajcie niekarnych, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabych, a dla wszystkich bądźcie cierpliwi! (1Ts 5, 12-14)
Przez trzy lata w dzień i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was (Dz 20, 31).
Tak więc upominanie i takie sądzenie jest słusznym i koniecznym. Ale takie sądzenie wymaga dużej odporności na stres i odwagi. Czyż prawdziwy uczeń Chrystusa, tj. chrześcijanin nie powinien napominać źle czyniących? Wielu jednak boi się iść pod prąd, wysuwać na przód, aby nie być bitym. Często też ludzie, którzy określają siebie samych mianem „chrześcijan” boją się narazić komuś, np. władzy, rodzinie, przyjaciołom, znajomym. Boją się oni opinii innych ludzi, dlatego wolą nikogo nie napominać, milczeć, przyzwalając na zło. Tak to prawda. Czasem trzeba milczeć, ale nie zawsze. W każdym razie jasno jest napisane w wielu miejscach Biblii, aby napominać „braci w wierze”, „błądzących”. Czyż prawdziwemu wyznawcy Chrystusa nie staną łzy w oczach i nie zaboli serce, gdy zobaczy, bądź usłyszy swego bliźniego zło czyniącego? Czyż serce takiego człowieka nie zapała ku napomnieniu brata? Tak jak zresztą św. Paweł o sobie napisał (czytaj: Dz 20, 31), że przez trzy lata nieustannie ze łzami upominał każdego z braci. Upomina się tych, którzy źle czynią, błądzą, nie na odwrót.
Podsumowując, nauczmy się w sposób właściwy sądzić bliźnich, a właściwie ich napominać, a sąd dla sądu zostawmy sprawiedliwości bożej. Nie będę się bowiem rozpisywał w tym miejscu o dwóch sądach, które czekają każdego człowieka, mianowicie sąd szczegółowy i sąd ostateczny. Bez wątpienia oba będą najwyższym przejawem bożej sprawiedliwości i miłosierdzia, czy na odwrót miłosierdzia i sprawiedliwości, a które są jednymi z przymiotów bożych, w żadnym razie nie wykluczającymi się wzajemnie. Jest napisane: Nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan (1 Kor 4, 5). Tylko i wyłącznie Pan Jezus i nasze sumienie przed Nim będą nas sądzić w dniu naszej śmierci i sądu ostatecznego. Tylko Bóg jest uprawnionym sędzią, który zna nasze przewinienia i o tym pamiętajmy na wieki. Amen!



Piotr Żak – rocznik 1990, magister stosunków międzynarodowych (Uniwersytet Jagielloński) oraz magister amerykanistyki (Uniwersytet Jagielloński), oba tytuły uzyskane w 2014 roku. Zainteresowania naukowe: historia, dyplomacja, prawo międzynarodowe publiczne oraz teologia. Planowany doktorat w zakresie nauk społecznych, stricte stosunków międzynarodowych. W wolnych chwilach: podróże, fotografia przyrody oraz bieganie i jazda na rowerze. Członek Związku Strzeleckiego „Strzelec” Równość Wolność Niepodległość. Numer ORCID: https://orcid.org/0000-0002-9145-2816.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KIEDY ZACZNIE SIĘ WOJNA... [SCENARIUSZE I KONTEKST RELIGIJNY]

Kiedy zacznie się wojna pomiędzy światowymi mocarstwami, np. między USA a Chinami, USA a Rosją, Rosją a Chinami, wówczas będzie to szybko, z...