Człowiek codziennie w swoim życiu popełnia tak wiele błędów. Czasem ktoś może powiedzieć: „moje całe życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść”. Trzeba wiedzieć, że często te nieszczęścia są konsekwencją uprzednich decyzji i działań, które okazują się kolejno błędnymi. Nie ma ludzi niebłądzących. Jest jednak nadzieja na lepsze jutro, to zaufanie Panu, danie poprowadzić się przez niego za rękę w przyszłość. Każdy ma powołanie. Jedni do małżeństwa, inni do samotności a jeszcze inni do kapłaństwa. Ważnym jest, aby w chwilach pustki egzystencjalnej, całkowitego rozbicia, czasem nawet zwątpienia nie odwracać oczu od Boga, wręcz paść na twarz przed Panem choćby ukrytym w Najświętszym Sakramencie i błagać go o zesłanie światła Ducha Świętego, aby do końca doprowadził nas do ostatecznego rozeznania. Czasem człowiek już wie co ma wybrać, a jednak nagle wkrada się pewny lęk , strach przed dniem jutrzejszym i człowiek niczym paralityk stoi w miejscu, zamiast dać krok naprzód. Czasem może zdarzyć się tak, że na drodze powołania może stanąć przeszkoda, wręcz kłoda którą rzuca nasz wróg ludzkości – szatan. Pozwolę sobie przytoczyć pewne przypowieści.
Pierwsza przypowieść dotyczy pary narzeczonych. Było to 3 lata temu w jednym z miast amerykańskich. Młodzi narzeczeni z Polski przebywali na krótkim (1-tygodniowym) urlopie w Las Vegas – jednym ze współczesnych miast rozpusty. Dlaczego wybrali to miejsce na swój pobyt a nie inne tego nikt nie wie poza nimi samymi i Bogiem. Byli to narzeczeni z 10 letnim „stażem”. Za miesiąc mieli brać ślub. Tam jednak, w Las Vegas większą część czasu spędzali na rozrywce w klubach. Poznali wiele osób. Kiedy mieli już wracać do Polski okazało się, że przyszły pan młody zakochał się w pięknej Meksykance. Postanowił zostać z nią. Wyobraźcie sobie co jego narzeczona musiała czuć. Jakiego doznała cierpienia psychiczno – duchowego. Jemu to było zupełnie obojętne. Został. Ona wróciła do kraju. Spójrzcie, jak 7 dni urlopu może zniszczyć 10 letni związek, którym 30 dni później miał zakończyć się zawarciem małżeństwa. Sami narzeczeni byli sobie dotąd oddani, miłowali się, pomagali sobie wzajemnie. Diabeł jednak stanął na drodze ich wspólnego szczęścia, nie pozwalając na realizację ich wspólnego powołania. Kłodą nie okazała się tu owa Meksykanka, ale zwykłe naiwne zauroczenie przyszłego pana młodego, który wolał poświęcić te 10 lat miłości i ostatecznej realizacji powołania na rzecz zaledwie 7 dniowej znajomości. Poświęcił kochającą go kobietę, wspólne szczęście, coś pewnego, coś czego przecież sam chciał, na rzecz jednej wielkiej niewiadomej.
Druga przypowieść dotyczy młodego chłopaka, który miał zostać księdzem. Było to w roku 2013 w jednej z niemieckich diecezji. Młody, zaledwie 27 letni Thomas od 6 lat przygotowywał się do święceń kapłańskich. Dostał już nawet oficjalną zgodę na przystąpienie do nich. Był wyróżniającym się pod względem religijności, nauki i kultury kandydatem do kapłaństwa. Zawsze mawiał o sobie: „Pan wołał do mnie od dzieciństwa, nie wiedziałem jednak czy mi się to wszystko zdaje, czy to jest prawda. Czas jednak utwierdzał mnie w powołaniu, czułem Pana Jezusa coraz bardziej w swym sercu, coraz bardziej pragnąłem mu służyć poprzez posługę jego owczarni, jaką jest Kościół”. Na miesiąc przed święceniami wydarzył się jednak dramat. Thomas zniknął. Zostawił jedynie list, w którym wszystkim oznajmił, iż nie przyjmie święceń kapłańskich, gdyż przed 2 tygodniami poznał pewną dziewczynę która go oczarowała, jak sam wyznał. Wszyscy byli tym faktem wstrząśnięci. Nikt niczego się nie spodziewał. Thomas studia teologiczne ukończył z wyróżnieniem, miał robić zaraz po święceniach doktorat w Rzymie, cieszył się ogromną sympatią ze strony przełożonych i współbraci, był przewodniczącym roku… no i od roku diakonem. Znów widać jak powołanie może zostać zniszczone, zahamowane poprzez chwilę żądzy, uczucia, które przecież jest ulotne. Czy można 6 lat przygotowań do tak odpowiedzialnej funkcji jaką jest przystąpienie do stanu duchownego zmarnować poprzez 2 tygodniowy romans, coś co nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością? Tak, można – kiedy diabeł ma większy dostęp do naszego serca niż Bóg. Niewłaściwe wydaje się też stwierdzenie: „Widocznie tak miało być”. Co miało być? Zejście z drogi powołania? Człowiek jest wolnym w swych wyborach i to od niego zależy co ostatecznie wybierze, ale musi wziąć pod uwagę wszystkie konsekwencje z tym związane zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym.
Te dwie historie mają ukazać, że kształtowanie drogi powołania nie jest wcale proste, a wręcz czasem bywa ta droga (im bliżej finiszu realizacji) tym bardziej kręta i wyboista. Bóg jednak czuwa nad każdym człowiekiem i nie ma szans, aby miał opuścić tego, kto się do niego ucieka. Celowo nie wspomniałem zarówno w jednej, jak i drugiej przypowieści o tym czy bohaterowie (zarówno narzeczeni oraz ksiądz) byli blisko Boga, czy mu do końca zawierzyli, czy szczerze się modlili. Jedno jest jednak pewne, gdyby wszyscy oni byli w jedności z Bogiem, prosili go o przezwyciężenie pokus, na pewno Jezus obdarzył był ich wówczas swoją łaską. Pamiętajmy jednak, że Bóg stwarzając nas wyposażył w wolną wolę. Nie wchodzi on nikomu w życie na siłę, jeżeli sami go o to nie poprosimy, jeśli nie złożymy w jego stronę słów zaproszenia do naszego życia, opiekowania się nami i niesienia pomocy w pokonywaniu demonicznych podszeptów. Dlatego tak istotna jest jedność z Bogiem każdego dnia. Czuwajmy więc, aby duch nas nie zwiódł, bądź słabe ciało nie popchnęło ku żądzom zatracenia. Dlatego zachęcam wszystkich Was do oddania siebie samego i swoich bliskich pod opiekę Najwyższego Trójjedynego Boga. Zaufajmy Panu do końca i dajmy się poprowadzić przez niego w przyszłość powierzając mu swoją drogę. Amen!
Módlmy się jedni za drugich abyśmy kiedyś połączyć się mogli w krainie wiecznej radości.
Święty Rafał Kalinowski
Modlitwa o rozpoznanie drogi życia
Boże przenikasz mnie i znasz.
Stworzyłeś mnie dla szczęścia
- pomóż mi je znaleźć.
Ukaż mi moją drogę życia.
Spraw, abym wybrał to,
coś Ty dla mnie zamierzył
i do czego sposobił jeszcze
w łonie matki.
Chcę być Ci posłusznym we wszystkim.
Pójdę gdzie mnie poślesz.
Ufam Tobie, bo wiem, że mnie
kochasz i chcesz mego dobra.
Poprowadź mnie po
ścieżkach Twoich.
Piotr Żak – rocznik 1990, magister stosunków międzynarodowych (Uniwersytet Jagielloński) oraz magister amerykanistyki (Uniwersytet Jagielloński), oba tytuły uzyskane w 2014 roku. Zainteresowania naukowe: historia, dyplomacja, prawo międzynarodowe publiczne oraz teologia. Planowany doktorat w zakresie nauk społecznych, stricte stosunków międzynarodowych. W wolnych chwilach: podróże, fotografia przyrody oraz bieganie i jazda na rowerze. Członek Związku Strzeleckiego „Strzelec” Równość Wolność Niepodległość. Numer ORCID: https://orcid.org/0000-0002-9145-2816.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz