Krzyż wcześniej czy później dotyka każdego człowieka. Krzyż cierpienia czy to w postaci choroby, wypadku, katastrofy lub klęski żywiołowej. Żaden mieszkaniec planety Ziemia nie został przez swego Stwórcę zwolniony z dźwigania krzyża. Pojawia się jednak następująca kwestia, mianowicie jak ja ów krzyż pojmuję, czy go przyjmuję i w jaki sposób to czynię? Jedni bowiem podchodzą bardzo emocjonalnie do swojego krzyża, tj. płaczą, klną i roszczą sobie pretensje do Boga, Jego obwiniając o swoje cierpienie. Drudzy natomiast może nie tyle co z uśmiechem na twarzy, ale z wyraźnym spokojem, pokorą i ufnością ku Bogu niosą jarzmo krzyża, które ich dotknęło w życiu doczesnym.
Nie należy mieć najmniejszych wątpliwości, iż krzyż jest znakiem nie tylko zbawienia (wcześniej symbolem hańby, który jednak poprzez męczeńską śmierć Jezusa Chrystusa na nim, został uświęcony, stając się znakiem zwycięstwa nad cierpieniem, śmiercią i szatanem), lecz także świadectwem bożej obecności. Dlaczego? Dlatego, że dopiero w momencie ukazania się krzyża w życiu człowieka, tenże często dopiero wtedy zaczyna wchodzić w relację z osobowym Bogiem, poprzez modlitwę, nierzadko czując realnie Jego obecność i opiekę. Zwłaszcza dzisiejszy człowiek pogrążony w materializmie tego świata zapomina o swoim Stwórcy i Zbawicielu. Czyż to nie oblicze krzyża – wypadek, choroba, kalectwo, śmierć bliskiej osoby bądź perspektywa zbliżającego się własnego zakończenia ziemskiej wędrówki czyni człowieka pokornym? Czyż nie to wszystko zdejmuje istocie ludzkiej z oczu i uszu zasłonę dotąd przyćmiewającą percepcję Boga? Czyż to nie jest tak, że dopiero tragedia, ludzkie cierpienie otwiera serce i umysł na boże miłosierdzie? Iluż to ludzi w przeciągu dziejów, którzy trwali w opozycji do swego Stwórcy i Zbawiciela, w cudowny sposób doświadczyli Jego obecności dopiero w chwilach pogrążenia w krzyżu?
Krzyż jest bowiem najlepszą i najkrótszą drogą do poznania i doświadczenia kochającego, miłosiernego Boga. Jest także przypomnieniem nie tyle o bożym gniewie, co sprawiedliwości. Cierpienie nigdy nie jest dziełem przypadku. Zawsze, nawet najmniejsze, ma swój sens i cel. Należy się zgodzić z tym, że różne mogą być przyczyny krzyża:
- Jedną z nich może być jak najbardziej ludzka głupota (tudzież błąd) doprowadzająca do nieszczęśliwych tragedii, dająca zaczyn licznym dramatom, mającym nieraz niewymierne konsekwencje w życiu indywidualnym, rodzinnym czy nawet społecznym (tak więc wówczas przychodzi cierpieć nie tylko osobie, która zawiniła, aczkolwiek również tym, którzy niczemu nie zawinili).
- Drugą przyczyną może (i jest) trwanie w grzechach (zwłaszcza ciężkich), odmawianie przystąpienia do skruchy (tj. pokuty i zadośćuczynienia Bogu i bliźnim), co de facto faktycznie może realnie ściągać na człowieka (bądź społeczność dopuszczającą się występków i trwającą w nich) zasłużoną sprawiedliwość bożą, często określaną w Starym Testamencie jako gniew, pomstę, karę.
- Trzecim źródłem cierpienia może być…łaska boża, która ma człowiekowi / zbiorowości przypomnieć o istnieniu Boga po to, aby ten spokorniał i mógł, póki czas, opamiętać się w swojej głupocie, lekkomyślności, grzechach i nawrócić, powracając do swego Stwórcy i Zbawiciela całym swym sercem (można więc tutaj mówić o łasce miłosierdzia bożego).
Wszystkie trzy powyższe mają swoich zwolenników, jak i przeciwników. Zdaniem autora, żadna z tych teorii nie jest pozbawiona na ludzki rozum logiki, co więcej, wszystkie trzy uzupełniają się, stanowiąc jedną całość nie wykluczając się wzajemnie.
Krzyż ubogaca, krzyż jest w rzeczywistości darem bożym, ale i nieodłącznym elementem w krajobrazie ludzkiej wędrówki przez życie. Krzyż otwiera niewidomym oczy na własny grzech i upadek, przywraca głuchym słuch na boże wołanie, nakierowuje ociemniałym umysł na zdolność percepcji tego, co w życiu dobre a co złe. A czyż nie wszyscyśmy pobłądzili, jak owce na rzeź prowadzone w mrokach swych występków przeciwko świętej Ewangelii Jezusa Chrystusa? Czyż nie oślepliśmy względem własnych słabości i grzechów, oddając się im w pełni, traktując je jako nieodłączny krajobraz naszego codziennego życia? Czyż nie pogłuchliśmy na nieustanne wołanie miłosiernego Boga, który wręcz błaga nas grzesznych o opamiętanie i pokutę? Czyż nie ociemnieliśmy we własnej pysze i głupocie tak bardzo, że już nie potrafimy dostrzegać w życiu tego co najcenniejsze, nie mamy zdolności percepcyjnych między dobrem a złem?
Krzyż bez wątpienia oczyszcza, stanowi najdoskonalsze z narzędzi oczyszczających (czyściec na ziemi, który ma zapobiec, bądź pomniejszyć ewentualny pośmiertny czyściec przed wkroczeniem w bramy Raju). Dlatego też należy nauczyć się doceniać wagę krzyża w swoim życiu. Każda choroba, wypadek, przykra sytuacja ma dać człowiekowi refleksję nad własnym jestestwem, relacjami z bliźnimi i Bogiem. Krzyż ma spowodować w człowieku wpierw rachunek sumienia a następnie głęboką przemianę życia. Krzyż to nie kara, lecz łaska miłosiernego Stwórcy i Zbawiciela.
Chrystus Jezus poprzez swój własny krzyż zbawił świat w wymiarze kosmicznym, aby uzmysłowić człowiekowi, że cierpienie uświęca, udoskonala słabe stworzenie. Skoro sam Bóg cierpiał i umarł na krzyżu z nie swojej winy, lecz za grzeszne występki wszystkich ludzi wszystkich czasów, następnie zmartwychwstając, to o ileż bardziej godnym i sprawiedliwym jest to, aby człowiek cierpiał i umierał za własne przewiny, jednak z nadzieją zmartwychwstania do życia wiecznego w Dniu Ostatnim?
Piotr Żak – rocznik 1990, magister stosunków międzynarodowych (Uniwersytet Jagielloński) oraz magister amerykanistyki (Uniwersytet Jagielloński), oba tytuły uzyskane w 2014 roku. Zainteresowania naukowe: historia, dyplomacja, prawo międzynarodowe publiczne oraz teologia. Planowany doktorat w zakresie nauk społecznych, stricte stosunków międzynarodowych. W wolnych chwilach: podróże, fotografia przyrody oraz bieganie i jazda na rowerze. Członek Związku Strzeleckiego „Strzelec” Równość Wolność Niepodległość. Numer ORCID: https://orcid.org/0000-0002-9145-2816.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz