Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 września 2020

EUROPA I WOJNA. CZY LATA 20-XXI WIEKU BĘDĄ WOLNE OD KONFLIKTÓW MILITARNYCH NA STARYM KONTYNENCIE?

 

Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. Myśląc o wojnie jako działaniach militarnych, konflikcie zbrojnym, zaistnieje on wówczas, gdy strony konflikty zostaną wyjątkowo względem sobie zantagonizowane, a dyplomacja będąca często podstawowym sposobem rozwiązywania sporów, a także arbitraż, zawiodą.

To jak bardzo realna może być wojna, Europa i świat przekonały się stosunkowo niedawno, gdy na nowo rozgrzał do czerwoności Kocioł Bałkański, a było to w latach 90-XX wieku. Ostatnimi czasy najlepszym case study jest Ukraina, gdzie na jej wschodnich rubieżach (okręgi doniecki i ługański) zbuntowana ludność rosyjskojęzyczna wzbudziła tendencje separatystyczne podsycane przez Rosję. Z jednej strony jest to oczywiście konflikt militarny, gdzie giną ludzie, z drugiej strony, co można śmiało rzec „dziwna wojna”, hybrydowa, ponieważ oficjalnie nie ma ona charakteru ukraińsko-rosyjskiego, poziomu państwowego, a ukraińsko-ukraińska, pomiędzy władzą centralną w Kijowie a rosyjskojęzycznymi, prorosyjskimi bojownikami-separatystami. Owszem Rosja inkorporowała do swojego terytorium Krym, co samo w sobie już jest aktem wrogim wobec Ukrainy, motywując zabór tym, że Krym zawsze był rosyjski i zdecydowana większość jego mieszańców to Rosjanie bądź ludność rosyjskojęzyczna. Nie jest jednak prawdą, że Płw. Krymski był zawsze rosyjski, gdyż właściwie przechodził z rąd do rąk i stosując retorykę Kremla, takie same prawa do niego ma Turcja, mianowicie jak wiadomo z historii, Krym przez długi czas był siedzibą Tatarów.

Analizując przykład Ukrainy nie sposób stwierdzić co dalej. Jaka przyszłość czeka tereny doniecko-ługańskie, jak długo będzie ciągnąć się stan niepokoju? Pewne jednak jest, że Ukraina, słaba Ukraina, będąca w stanie wojny, jest na rękę Rosji i śmiało można postawić tezę, że tak długo będzie taki stan rzeczy w interesie Rosji, tak długo aktywni będą rosyjscy separatyści, tzw. „zielone ludziki” na wschodzie Ukrainy.

Jak widać problem separatyzmów jest wielkim wyzwaniem dla bezpieczeństwa Europy, także nowej trzeciej dekady XXI wieku. Na razie skupiając się na tym zagadnieniu, trzeba zaznaczyć, że w wielu rejonach Starego Kontynentu istnieją większe lub mniejsze problemy z separatyzmami, jak choćby w Kraju Basków, gdzie jeszcze w latach 90 ubiegłego stulecia dochodziło do krwawych zamachów terrorystycznych ze strony baskijskich independystów, stosunkowo niedawny kazus Katalonii, której duża część ludności popiera dążenia niepodległościowe ich regionu, wyraża chęć oderwania się od Hiszpanii, czy aktywna pod koniec ubiegłego wieku irlandzka IRA, dążąca do przyłączenia Irlandii Północnej, będącej integralną częścią Zjednoczonego Królestwa do Irlandii. Separatyzm irlandzki może ożyć już niedługo przy okazji pełnego Brexitu, a właściwie konsekwencji z nim związanych. Otwartą sprawą pozostaje także kwestia dążeń niepodległościowych Szkotów, którzy co pewien czas reaktywują ideę oderwania się od reszty wyspy (duże różnice kulturowe, historyczne, tradycyjne, ekonomiczne a nawet językowe, również większość Szkotów w referendum odnośnie opuszczenia UE przez WB, zagłosowała za pozostaniem we WE). Regularnie również wraca sprawa rozpadu Belgii na północną, bogatszą część – Flandrię oraz południową, biedniejszą – Walonię. Reasumując kwestię separatyzmów, są one jak najbardziej otwartym i realnym wyzwaniem dla Europejczyków nowej dekady XXI wieku.

Kolejnym nie lada zagrożeniem dla stabilności i bezpieczeństwa Starego Kontynentu są migracje, zwłaszcza te z obszarów Afryki i Azji. I nie chodzi tu bynajmniej o uprzedzenia ksenofobiczne Europejczyków, lecz o analizę sytuacji, mianowicie, większość przybywających do Europy, tzw. uchodźców, to faktycznie migranci zarobowi, przeważnie mężczyźni w sile wieku, muzułmanie, tworzący własne getta w krajach swojej destynacji, nie chcący się integrować z lokalnymi społecznościami. Często są to ludzie zradykalizowani poprzez ideologię islamu fundamentalistycznego, przypadki ciężkie do resocjalizacji na modłę europejską. To wszystko powoduje niemałe zamieszanie i silne antagonizmy między nimi  a ludnością tubylczą. Jak najbardziej niekontrolowana imigracja może stać się zarzewiem przyszłych konfliktów i wzbudzenia faktycznych nastrojów ksenofobicznych, rasistowskich i antyislamskich, a przez to wzmocnić radykalne prawicowe ruchy i partie, choćby w Niemczech. Wyobraźmy sobie dwa środowiska – radykałów muzułmańskich  i radykalnej prawicy, które stają na przeciw siebie, i już mamy gotową wojnę, może nie ogólnoeuropejską, ale lokalną już tak.

Następnym zagrożeniem, o którym należy wspomnieć, jest terroryzm. Temat ten nie rzadko łączony bywa z niekontrolowaną imigracją fundamentalistów afrykańskich i arabskich do Europy. I słusznie, co udowodniły krwawe zamachy ostatnich 20 lat na Starym Kontynencie. Działania terrorystów też są formą wojny, wojny przeciwko cywilizacji europejskiej, wartościom i religii chrześcijańskiej oraz przede wszystkim niewinnym, cywilnym ofiarom.  Należy uznać, że świat nie będzie wolny od tego typu zagrożenia w najbliższej dekadzie. Zawsze znajdzie się jakiś szaleniec, który wykorzysta okazję, choćby poluzowanie rygorów bezpieczeństwa w danym miejscu i czasie, aby dokonać zamachu.

Przedostatnią kwestią jaką należy poruszyć, właściwie sprawą najnowszą, jest Białoruś. Tam sytuacja układa się nieco inaczej niż w przypadku Ukrainy. Jest niespokojnie, po dziś dzień od pierwszej dekady sierpnia, odbywają się protesty ludności domagającej się ustąpienia dyktatora, ale reżim Łukaszenki wydaje się pewny swojego, mając za plecami (a raczej ponad sobą) silnego protektora w postaci prezydenta Federacji Rosyjskiej, Putina. Białorusini, co warto jednak zaznaczyć, nie są ani proeuropejscy ani prorosyjscy (choć poprzez związek z FR wydają sie w sposób racjonalny być bliżej Rosji). Oni po prostu dążą do wolnych, uczciwych wyborów, demokratyzacji życia publicznego, unowocześnienia gospodarki, a przez to polepszenia własnej egzystencji bytowej. Ewentualna destabilizacja Białorusi byłaby poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa całej Europy, pokazałoby to, że tuż za wschodnią granicą UE dwa państwa – Ukraina i Białoruś są zdestabilizowane, co finalnie może zakończyć się upadkiem tych dwóch organizmów państwowych (w skrajnej sytuacji, co jednak autor tekstu poddaje w wątpliwość).

Ostatnim punktem wystąpienia jest zagrożenie jakie niesie za sobą imperialna polityka Władimira Putina w zderzeniu z NATO. Federacja Rosyjska po wsparciu udzielonym prorosyjskim separatystów w okręgach donieckim i Ługańskim, a przede wszystkim po zajęciu integralnej części Ukrainy, tj. Krymu, postrzegana jest jako agresor łamiący prawo międzynarodowe. Należy więc postawić tezę, że im silniejsze będzie NATO na flance wschodniej, tym ostrożniejsze będą ruchy militarne rosyjskiego przywódcy. Owszem czy to Ukraina czy Białoruś nie są członkami Partnerstwa Transatlantyckiego, co więcej uznawane są za odwieczną rosyjską strefę wpływów, tzw. ruski mir przez Kreml. Stąd posunięcia Putina są tutaj bardziej elastyczne i pewne. Oczywiście to nie oznacza, że kraje bałtyckie czy Polska są wolne od zagrożenia rosyjskim imperializmem. Dlatego też, nie można mieć żadnych wątpliwości, że w dalszym ciągu będzie mieć miejsce polaryzacja na linii Moskwa – Zachód. Ostatnie otrucie nowiczokiem najpoważniejszego rywala w wyborach prezydenckich, Aleksieja Nawalnego, dodatkowo zaostrzyło stosunki, m.in. Wielką Brytanią i Niemcami a Rosją. Wątpliwe jednak jest, aby doszło do konfliktu zbrojnego na szeroką skalę między Europą Zachodnią a Federacją Rosyjską, i to jeszcze przy użyciu pocisków nuklearnych. Aczkolwiek jak najbardziej prawdopodobna jest wojna hybrydowa, przy pomocy tzw. zielonych ludzików, ingerowanie w procesy wyborcze w niektórych państwach, tak aby wygrywali kandydaci przychylni polityce putinowskiej, choćby w kontekście dokończenia gazociągu Nord Stream 2. Nie jest tajemnicą, że Rosja jest w stanie prowadzić cyberwojnę, a skoro tak to i być może zakłócać procesy wyborcze w poszczególnych krajach w przyszłości? Być może to będzie nową, poważną strategią wojenną? Zobaczymy, czas pokaże.

Reasumując, Stary Kontynent w nowym dziesięcioleciu  z zupełną pewnością będzie bombardowany całą masą wyzwań i zagrożeń konfliktami zbrojnymi, o ile nie na skalę kontynentalną, to zapewne regionalną. Wszystkie wymienione problemy od separatryzmów, po migracje obcych kulturowo Europejczykom ludności, terroryzm i zapędy imperialne Rosji, będą wciąż istnieć. Jedne co prawda będą przygasać, tlić się, a inne uaktywniać. Czas wyjaśni czy w latach 20 – XXI wieku Europa wkroczy na ścieżkę działań militarnych, czy pozostanie w okresie względnego spokoju.

 

Piotr Żak (Uniwersytet Jagielloński)



Piotr Żak – rocznik 1990, magister stosunków międzynarodowych (Uniwersytet Jagielloński) oraz magister amerykanistyki (Uniwersytet Jagielloński), oba tytuły uzyskane w 2014 roku. Zainteresowania naukowe: historia, dyplomacja, prawo międzynarodowe publiczne oraz teologia. Planowany doktorat w zakresie nauk społecznych, stricte stosunków międzynarodowych. W wolnych chwilach: podróże, fotografia przyrody oraz bieganie i jazda na rowerze. Członek Związku Strzeleckiego „Strzelec” Równość Wolność Niepodległość. Numer ORCID: https://orcid.org/0000-0002-9145-2816.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KIEDY ZACZNIE SIĘ WOJNA... [SCENARIUSZE I KONTEKST RELIGIJNY]

Kiedy zacznie się wojna pomiędzy światowymi mocarstwami, np. między USA a Chinami, USA a Rosją, Rosją a Chinami, wówczas będzie to szybko, z...