Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 25 sierpnia 2020

KOLONIALIZM BRYTYJSKI W AMERYCE PÓŁNOCNEJ DOBY XV, XVI I XVII WIEKU NA WYBRANYCH PRZYKŁADACH


          Anglia w porównaniu do Hiszpanii i Portugalii dość późno stała się  państwem – kolonizatorem. Wcześniejsze wydarzenia na wyspach brytyjskich, tj. wojna stuletnia (1337 – 1453)  oraz Wojna Dwóch Róż doprowadziły do tego, iż Anglia samoistnie pozostawała izolowana od reszty kontynentu europejskiego. Państwo to do tej pory nie miało tradycji żeglugi dalekomorskiej, ani też nigdy nie poszło tropem Normanów, którzy to niegdyś wytyczyli szlak prowadzący do „Nowego Świata”.

          Patrząc na te poczynania, raczej, antykolonialne (można dojść do takiego wniosku bez większego trudu), należy postawić kluczowe pytanie – skąd się wziął angielski tytuł do roszczeń wobec ziem w Ameryce Północnej? No cóż, odpowiedzi nie trzeba daleko szukać, bowiem powodem tym był nie kto inny, jak John Cabot (Giovanni Caboto – genueński żeglarz, podróżnik), który pod koniec XV wieku zamieszkał w Bristolu, ówczesnym głównym leżącym na zachodnim brzegu porcie Anglii), a raczej jego propozycja złożona królowi Henrykowi VII, by poszukiwać „angielskiej” drogi do Azji Północnej podążając ku zachodowi. I tak też się stało, albowiem już w 1497 roku z poparciem kupców bristolskich wyruszył na statku „Matthew” w podróż przez Atlantyk, tym samym docierając do wybrzeży Ameryki w pobliżu Nowej Funlandii (tam, gdzie przed wiekami dopłynęli wcześniej wspomniani Wikingowie). Odkryte na nowo ziemie wziął w posiadanie w imieniu Korony Brytyjskiej. Po powrocie do Anglii hucznie go przywitano, bowiem powszechnie myślano, iż odkrył drogę morską do Azji Pn. Po kilku miesiącach Cabot ponownie wyruszył tym samym szlakiem. I od tej pory ślad po nim zaginął. Nigdy później już o nim nie słyszano. Na jakiś czas ucichły głosy zainteresowania zamorskimi podróżni. Do czasu.

          Już w połowie XVI wieku pojawiły się czynniki, które to doprowadziły do ponownego zainteresowania zamorskimi obszarami. Należały do nich: 1) wzrost produkcji wełny, a co za tym idzie poszukiwanie przez angielskich kupców nowych rynków zbytu; 2) pauperyzacja, tj. zubożenie społeczeństwa (zwłaszcza niższych warstw ludności); 3) wzrost cen. Dodatkowym impulsem do zamorskich podróży było prześladowanie protestantów a rządów Marii Tudor, która była katoliczką oraz jej sympatia pro-hiszpańska, co nie podobało się Anglikom i to, wraz z sentymentami antyhiszpańskimi i antykatolickimi, wzmocniło poczucie silnej więzi narodowej Anglików.

          Warto też przy okazji początków kolonializmu brytyjskiego wspomnieć o piractwie. Znamiona takie nosi wiele wypraw oficera – Francisca Drake’a, który w latach 70-XVI wieku zdobył wiele ton hiszpańskiego srebra, przewożonego przez Panamę, a w 1577 roku odbył słynną podróż dookoła świata, docierając nawet do rejonu, gdzie dziś znajduje się jedno z wielkich miast dzisiejszych USA – San Francisco (nasuwa mi się ciekawa myśl, mianowicie skąd nazwa „Francisco”? Czyż przypadkiem nie od imienia owego podróżnika, o którym tu mowa?) Drake w późniejszym czasie zdobył San Domingo i spalił St. Augustine na Florydzie. Mimo, iż Anglia nie była w stanie wojny domowej z Hiszpanią, to te „pirackie wybryki” cieszyły się poparciem królewskiego dworu królowej Elżbiety I. W rezultacie Drake’a uszlachcono, a Johnowi Hawkinsowi z Plymouth, który to zabieranych siłą z portugalskich okrętów murzyńskich niewolników, sprzedawał w karaibskich, hiszpańskich koloniach, nadano herb, gdzie widniał Maur w kajdanach.

          W końcu pojawiła się idea szlachcica z Devon – Humphrey’a Gilberta, który to odebrał wykształcenie w Eton i Oxfordzie. Głosił on następującą teorię: „zaludnić pogańskie lub barbarzyńskie kraje, nie będące faktycznie w posiadaniu żadnego księcia ani narodu chrześcijańskiego”.[1] Doprowadził on do założenia pierwszej kolonii w Nowej Funlandii, gdzie Anglia wysłałaby swoich kolonistów, sprzedawała swoje produkty oraz poszukiwała dla siebie pożywienia (1583).

          Tak więc, tym samym, można zaobserwować, iż od końca XVI wieku istnieje jakoby podwójna osobowość angielskiego imperium, z jednej strony rysuje się obraz kolonii handlowych, a z drugiej ziemie, na których krzewiono chrześcijaństwo i osiedlano ludność nie posiadającą. Ta kolonizacja stała się podobna na wzór (oczywiście w pewien sposób) irlandzkiej.

          Warto też nadmienić, że idea północno – zachodniego szlaku jeszcze długo nie upadła. Wody Arktyki jakiś czas były penetrowane i badane przez Anglików. Wspomnę tu o trzech ważnych odkrywcach przełomu XVI i XVII wieku. Pierwszym z nich był John Davis, który opłynął Grenlandię i odkrył Cieśninę nazwaną od jego nazwiska – Cieśniną Davisa. Kolejnym, z początku XVII wieku był Henry Hudson, który odkrył zatokę (dziś Zatoka Hudsona). Trzecim z kolei odkrywcą był William Baffin (Zatoka Baffina).

          Dzieło wspomnianego już wcześniej Gilberta, kontynuował jego przyrodni brat – Walter Raleigh (faworyt Elżbiety I, poeta i podróżnik). Stał się on teoretykiem pewnego rodzaju imperializmu morskiego. Miał powiedzieć: „Kto włada morzem, włada handlem; kto włada handlem, włada bogactwem świata, a co za tym idzie – samym światem”.[2] Zorganizował też szereg wypraw w celu założenia kolonii nazwanej na cześć królowej – Wirginia. Pierwsza odbyła się wiosną 1584 roku poprzez Wyspy Kanaryjskie i Karaiby pod wodzą Ralpha Lane. Kolejna w 1585 roku, której celem była wyspa Roanoke, poznana w minionej ekspedycji, dowódcą był Richard Grenvile. Wśród tejże grupy osadników był wysłany przez Raleigh’a jego wykładowca z Oxfordu – Thomas Herriot, który to sporządził dość dokładny opis „nowej ziemi nazwanej Wirginią”. Oto fragment opisu osad indiańskich:

 

„Ich miasta są na ogół małe

rzadko tylko położone blisko

                                               wybrzeża morskiego, składają się

                                               zwykle z 10 lub 12 domostw,

                                               czasami 20, a największe jakie

                                               widzieliśmy liczyły 30 domów (…)

                                                zbudowane są z niewielkich

                                                palików związanych u szczytu

                                                podobnie jak w altanach

                                                angielskich ogrodów (…)[3]

 

Tak więc z tego oto opisu wyłania się obraz tego, co zobaczył Harriot oraz, co ujrzeli najprawdopodobniej wszyscy ci, którzy dotarli do wybrzeży „Nowego Świata”. Z tym, że jedne plemiona indiańskie były wobec „białych” pozytywnie nastawione, a inne wrogo, a nawet bym powiedział, że wręcz bojowo. 

          Jako ciekawostkę można dodać, iż losy kolonistów z Roanoke pozostają po dziś dzień tajemnicą, czekającą na swych odkrywców. Nie wiadomo bowiem co stało się z europejskimi mieszkańcami wyspy. Istnieją różne teorie. Jedni sądzą, iż umarli z głodu, inni - w walkach, a pozostali uważają, że tak naprawdę przetrwali, lecz zasymilowali się z tamtejszą ludnością tubylczą. Roanoke jest po dziś dzień znana jako „lost colony” (zaginiona kolonia) i na pewno dla nie jednego, ale wielu literatów oraz reżyserów będzie inspiracją w tworzeniu ich dzieł.

         Podsumowując wiek XVI w kwestii omawianej można wyciągnąć następujące wnioski: 1) próby założenia kolonii w Ameryce przez kolonistów „Jego/Jej Królewskiej Mości Korony Brytyjskiej” zakończyły się fiaskiem; 2) zdobyto wiele doświadczenia oraz wiedzy na temat kultury, obyczajowości, przyrody oraz ogólnie kolonializmu w Ameryce; 3) idea angielskiej kolonizacji na „nowym kontynencie” została dosyć szybko i szeroko rozpowszechniona, a co za tym idzie znalazła swych gorących zwolenników. Oczywiście stało się również popularne przekonanie o tym, iż północne wybrzeża Ameryki należą się prawomocnie Anglii.

          Przytoczyć należy krótką genezę pierwszej trwałej kolonii angielskiej, a mianowicie – Jamestown. Osada ta została założona w miejscu nazwanym na cześć króla Jakuba I Stuarta. Była ona ukierunkowana na zysk, tj. czysto handlowy. Jej źródłem, jak zakładano, miały być: 1) wydobycie złota; 2) handel z Indianami; 3) produkcja materiałów dla marynarki brytyjskiej.

          W 1607 roku do Wirginii dotarły pierwsze statki wiozące 144 osoby.[4]  Przy zakładaniu wioski nie brano pod uwagę szerszej kolonizacji. Nie przysłano żadnej kobiety. Dopiero w 1608 roku przybył statek z nowymi 70 kolonistami, a w tym tylko z dwiema paniami![5] Osadnicy traktowani byli jako pracownicy Kompanii (chodzi tu oczywiście o Kompanię Wirginii z Londynu). Praca ich oparta została na zasadzie kolektywizmu, tzn. wszyscy mieli pracować razem na rzecz Kompanii. W ciągu trzech pierwszych lat (1606 – 1609) sponad 900 osadników, przeżyło jedynie 60 osób.[6] Spowodowane to było przede wszystkim chorobami (Jamestown położone było wśród bagien), ale i też w wyniku głodu. Nawet znane są przypadki kanibalizmu.

          Teraz należałoby przytoczyć przykłady pierwszych Polaków, którzy odbyli podróż do „Nowego Świata” w służbie angielskiej. W pracach niektórych historyków można natknąć się na hipotezę głoszącą, że wśród członków wyprawy Waltera Raleigh’a do Wirginii w roku pańskim 1585 miało być kilku polskich smolarzy. Jednak pierwsza udokumentowana obecność Polaków w Ameryce Północnej, to 1608 rok. Wtedy to na pokładzie angielskiego okrętu „Margaret and Mary” przybyli do Jamestown jako wykwalifikowani rzemieślnicy. Longin Pastusiak (współczesny polski politolog, historyk, lecz przede wszystkim amerykanista), mówi tak o polskich kolonistach: „Nie znamy ich nazwisk. Znamy imiona oraz kilka szczegółów z ich pobytu w osadzie Jamestown. Wiemy, że brali udział w walkach z okolicznymi Indianami, że uratowali życie kapitanowi Johnowi Smithowi, który stał na czele osady, że zorganizowali pierwszy strajk i pierwszą demonstrację na rzecz praw obywatelskich w Ameryce. Kiedy w 1619 roku Polakom odmówiono prawa głosu i prawa reprezentacji w zgromadzeniu ustawodawczym – przerwali pracę. Strajk był skuteczny. Uzyskali nie tylko prawo głosu, ale również prawo do posiadania własności”.[7]

          Wyłania się tu obraz, jak widzimy, pierwszych naszych rodaków na ziemi amerykańskiej, postrzeganych jako walecznych i bohaterskich (typowych Sarmatów) oraz bojowników o prawa obywatelskie. No cóż, szkoda tylko, że mało kto dziś o tym pamięta.

          Jeśli chodzi o stosunki „białych” z „czerwonymi”, to obecność Indian była niemałym problemem dla angielskich kolonistów. Wyższość Anglików nad tubylcami cechowała się tym, że ci pierwsi posiadali broń palną, choć byli uzależnieni od tych drugich, jeśli chodzi o dostawy żywności. John Smith chociaż był zainteresowany obyczajami i kulturą Indian, to jednak poszedł śladami Corteza, będąc zwolennikiem polityki tzw. „twardej ręki” w ich traktowaniu. Warto wspomnieć, iż w 1622 roku miała miejsce krwawa masakra, gdzie śmierć poniosło 347 kolonistów z rąk Indian z plemienia Powhatana.[8] Gdy wyszły na jaw ponure statystyki śmiertelności pośród Anglików posłanych do Wirginii oraz beznadziejny stan finansowy Kompanii, wówczas w 1624 roku król rozwiązał Kompanię Wirginii, a kolonia została włączona pod bezpośrednie wpływy Korony Brytyjskiej. W przeciągu 17 lat wysłano do Wirginii około 6000 osób, a w momencie likwidacji Kompanii pozostało zaledwie blisko 1200 ludzi![9] Jest to naprawdę ponura i tragiczna statystyka, ukazująca jak bardzo niesprzyjające dla pierwszych Europejczyków w początkowym okresie emigracji były warunki w Ameryce, zarówno te naturalne, jak i antropologiczne.

          Kolejnym zagadnieniem, które trzeba poruszyć jest kwestia dotycząca Plymouth oraz purytanów. Mianowicie kolonia w Plymouth, u wybrzeży Nowej Anglii powstała w zupełnie innych okolicznościach niż osada Jamestown. Ojcowie Pielgrzymi, którzy dotarli tutaj w 1620 roku na statku „Mayflower” targani byli motywami religijnymi. Postrzegali oni Nowy Świat jako miejsce, gdzie istnieje możliwość wybudowania idealnego społeczeństwa protestanckiego, z daleka od świata, którym rządzą prześladowania, zło, korupcja i chaos. Takim światem – starym światem – według nich do tej pory była współczesna im Anglia. To właśnie purytanizm amerykański, tj. samodzielna emigracja osób prześladowanych w Wielkiej Brytanii odegrała wielką rolę i wpływ na kształtowanie się kultury młodego narodu, będącego mieszanką narodowościową i etniczną. Ojcowie założyciele Plymouth byli jakby można to określić –  „separatystami”, którzy oderwali się od oficjalnego, państwowego Kościoła anglikańskiego. Jak już wcześniej wspomniano, w listopadzie 1620 roku (stąd w tym czasie w USA odbywa się Święto Dziękczynienia) statek „Mayflower” ze 102 pasażerami wpłynął do Zatoki Massachusetts.[10] Owi podróżnicy przeszli do historii jako Pielgrzymi (the Pilgrims). Nakazali potomkom wiarę w to, iż to oni są założycielami późniejszych Stanów Zjednoczonych. Przywódcami byli, m.in.: William Brewster, John Carver oraz William Bradford. Jeszcze przed osiedleniem, na statku Pielgrzymi  uzgodnili kanon praw, zwany “Mayflower Compact”, który stanowił podstawę kalwińskiej demokracji. Oto fragment tej deklaracji:

 

                                                   „W imię Boże Amen, My,

                                                  których nazwiska są niżej podpisane,

                                                  lojalni poddani naszego drogiego

                                                  Suwerena Jakuba, z Bożej łaski

                                                  Króla Brytanii, Francji, Irlandii

                                                  Obrońcę Wiary (…)

                                                   Podjąwszy dla chwały Bożej

                                                   i postępu wiary chrześcijańskiej

                                                   oraz honoru naszego Króla i Ojczyzny

                                                   podróż, by założyć pierwszą kolonię

                                                   w tych północnych częściach Wirginii

                                                   (…) umawiamy się i łączymy

                                                    w obywatelskie ciało polityczne (…)”[11]

       

          Stosunki kolonistów purytańskich z tamtejszymi Indianami z plemienia Pawtuxet układały się dość dobrze. Pomijając jednak te kwestie, należy zwrócić uwagę na to, iż jesienią 1628 roku istniało już kilka osad angielskich w Nowej Anglii, lecz jednak Plymouth pozostawał tą największą. Duża liczba wiosek powstała w Zatoce Bostońskiej. W samym Plymouth było aż 40 rodzin.[12] Zyski (i to w cale nie małe) przynosił handel futrami bobrów z Indianami. Jego postęp doprowadził do budowy faktorii handlowych nad rzeką Kennebec oraz na Półwyspie Cod.

          Tak też właśnie wyglądają pierwsze lata kolonializmu purytańskiego. Nie był on łatwy, lecz miał cel – zbudować idealne społeczeństwo chrześcijańskie. Chociaż pozostawało to w sferze marzeń niejednego Ojca Pielgrzyma, to jednak utopia ta w pewnej mierze stawała się faktem dokonanym (mniej lub bardziej).

          Teraz należałoby się skupić na początkowym okresie gospodarki plantacyjnej kolonistów angielskich. W koloniach brytyjskich powstało kilka stref plantacyjnych: 1) strefa tytoniowa wokół Zatoki Chesapeake; 2) strefa cukru na wyspach Indii Zachodnich; 3) strefa ryżu indygo oraz bawełny w Karolinach oraz Georgii. Trzonem produkcji rolnej na tych ziemiach było zmasowane produkowanie na eksport. Środkami produkcji były głównie: ziemia, siła robocza, kapitał i przedsiębiorczość osadników. O ile z tym pierwszym nie było większego problemu, to trzy pozostałe stanowiły jakiejś wagi kłopot. We wczesnych koloniach rynek wewnętrzny praktycznie nie istniał i nie mógł konkurować z eksportem.

          Od momentu wprowadzenia w latach czterdziestych XVII wieku, w wyniku spadku cen tytoniu, masowej uprawy trzciny cukrowej, kolonie na Karaibach wytworzyły klasyczny model gospodarki plantacyjnej. Warto wspomnieć, iż około 1680 roku plantatorzy z Barbados byli najbogatszymi w brytyjskiej Ameryce, natomiast kolonie „cukrowe” nawet w drugiej połowie XVIII wieku przynosiły Wielkiej Brytanii trzykrotnie większe zyski, niżeli kolonie tytoniowe i ryżowe. Należy też wskazać tutaj na różnicę pomiędzy wyspami, a koloniami kontynentalnymi. Na tych pierwszych utworzono instytucję tzw. „nieobecnego właściciela” (absentee landlord), który to mieszkał w Anglii, a wynajęci przez niego plantatorzy – zarządcy, kierowali plantacjami. Natomiast w południowych koloniach na kontynencie, właściciele zazwyczaj pozostawali na miejscu i osobiście kierowali interesami. Typową dla karaibskich kolonii angielskich jednostką była sporej wielkości plantacja należąca do jednego właściciela, na której to pracowała duża liczba niewolników – do 200 lub nawet 300[13]. Ogólnie rzecz ujmując, jeśli chodzi o angielskie kolonie kontynentalne, to aż do niepodległości USA najważniejszym produktem eksportowym był tytoń.

          Dynamika wzrostu produkcji tej rośliny była ogromna. Przykładowe statystyki porównawcze: liczba ludności w Wirginii w latach 1624 – 1700 wzrosła czterokrotnie z około 2 500 do 100 000, a produkcja tytoniu w tym samym okresie czasu wzrosła ponad 300 razy ze 119 000 funtów do aż 36 000 000 funtów (a w czasie Rewolucji – ponad 100 000 000 funtów!)[14]. Są to jak widać całkiem niezłe sumy. Podobnie jak na Karaibach, koloniści regionu terytorialnego pochłonięci byli przez całe XVII stulecie uprawą jednej rośliny. Tylko tytoń był uprawiany dla zysku. Nim to płacono za import potrzebnych towarów z Anglii. Stał się on uniwersalnym pieniądzem na tych obszarach. Używany był bowiem w transakcjach bardzo rzadko.

          Anglia pozostała wierna zasadom merkantylizmu, dlatego też zabraniała bicia monet w koloniach, a nawet ich wwożenia do Ameryki. Z tego też powodu szeroko rozwinięty był handel wymienny. Rozliczanie transakcji w jednostkach wagowych tytoniu było stosunkowo łatwe i praktyczne. Pełnił dwoistą rolę – produktu i waluty. Jeden z kolonistów nazwał go w 1698 roku: „naszym mięsem, napojem, ubraniem i pieniądzem”.[15] Jednostronność gospodarki i uzależnienie od wahań rynku, tak opisywał w swojej satyrze pierwszy poeta Marylandu – Ebenezer Cooke:

 

                                                        „Zbyt długo, niestety tytoń

                                                         ich pracą rządził, dziś

                                                         płaczą bo rynki tracą;

                                                         Szerokie równiny i ich bujne plony

                                                         Nagradzają biedę wieśniaków

                                                         strudzonych.

                                                         Serca im truchleją, gdy ceny spadają.

                                                         lecz odwagi brak nowych

                                                         próbować zajęć (…)”[16]

 

          W Ameryce – Nowym Świecie, Anglicy zajmowali najpierw wybrzeże, od rzeki Hudson do Wirginii, gdzie zakładali swoje osady, m.in. eksperymentalne Jamestown. W ich opozycji stali natomiast Francuzi, którzy zagłębiali się w kontynent. Należałoby wspomnieć o tym, iż król Jakub I nadał dwóm Kompaniom wybrzeże kontynentu północno - amerykańskiego od 34 do 38 stopnia i od 41 do 45 stopnia szerokości geograficznej północnej.[17]

          Natomiast w kwestii demograficznej periodyzację imigracji do Ameryki Północnej można podzielić na cztery okresy: 1) kolonialny; 2) formowania się charakteru Republiki; 3) nowej imigracji; 4) tzw. „okres nowoczesny”. Trzeba by się przede wszystkim skupić na pierwszym, spośród tych okresów, czyli kolonialnym.

          A.W. Green w swojej „Socjology”, twierdzi że okres kolonialny przypada na lata 1607 – 1800. Na bazie przeprowadzonych w 1932 roku szacunków, stwierdzono iż „ponad 90 % ludności kolonialnej pochodziło z Europy północnej i zachodniej, a w tym 64 % z Wysp Brytyjskich”.[18] Przytoczone dane, są ważne, bo podkreślają, jak ważny, a zarazem istotny był okres kolonialny w historii Stanów Zjednoczonych oraz w historii kolonializmu angielskiego. To w tym czasie, jak już wyżej wspomniano, aż 64 % kolonistów, pochodziło z Wielkiej Brytanii, stąd też można, a nawet trzeba wyciągnąć dość śmiały wniosek, iż dzisiejsze USA mają charakter angielski (m.in. dominuje język, część obyczajów i tradycji, etc.). Większość ludności ma pochodzenie właśnie brytyjskie, a nie francuskie czy hiszpańskie, choć dane statystyczne wciąż ulegają zmianom i nie jest wykluczone, że z upływem czasu zmienią się na niekorzyść potomków kolonistów angielskich.

          Tak więc, okres kolonialny w dziedzinie demografii, a ściślej ujmując w migracji, wpłynął na kształt ludnościowy dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Hieronim Kubiak, tak o tym pisze: „Anglicy emigrowali do Ameryki Północnej w sposób ciągły, choć ilościowo zmienny, od 1607 roku, tj. założenia Wirginii do lat siedemdziesiątych / osiemdziesiątych XIX wieku, (…). Wiek XVII w angielskiej emigracji symbolizują daty wylądowania tzw. Pielgrzymów („Mayflower”, 1620), osiedlenie się purytanów w Nowej Anglii (lata 1630 – 40), założenie Marylandu, jako schroniska dla angielskich katolików, czy założenia Pensylwanii przez kwakrów (rok 1681). Na tej podstawie – jak dodaje – twierdzi się, iż osadnictwo angielskie w siedemnastowiecznej Ameryce spowodowane zostało głównie względami religijnymi, czy politycznymi”.[19]

          Jako komentarz można stwierdzić, że słowa profesora Kubiaka potwierdzają, iż głównymi motywami emigracji Anglików do Ameryki Pn. w XVII wieku były względy religijne i polityczne. Jednak na podstawie wcześniejszych opisów, można do nich dodać jeszcze czynniki gospodarczo – handlowe (poszukiwanie rynków zbytu, etc.).

          Reasumując, kolonializm brytyjski ukierunkowany na ziemie Ameryki Północnej doprowadził do utworzenia nie tylko strefy zbytu czy azylu dla innowierców oraz żądnych przygód podróżników, lecz przede wszystkim do stworzenia realnie Nowego Świata – Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Choć tak jak opisywałem w tejże pracy trudną drogę kolonistów, opierając się m.in. na przykładzie Jamestown, tak sądzę, iż właśnie ci koloniści nieformalnie byli już pierwszymi Amerykanami, niezależnie od tego czy Koronie Brytyjskiej to się podobało, czy też nie.

          Według mnie, kolonializm brytyjski doby XVI wieku, a przede wszystkim XVII wieku, stanowi podwalinę, fundament pod przyszły, już oficjalny, wolny i suwerenny naród amerykański. I tak też Korona Brytyjska usiłowała podporządkować sobie ziemie Nowego Świata poprzez swoich kolonistów, a ci z kolei z  biegiem czasu dążyli do usamodzielnienia i niezależności zarówno politycznej, jak i gospodarczej.

          Kończąc, nasuwają się na myśl pytania – czy gdyby Anglicy mieli jeszcze raz niepowtarzalną w historii szansę lub okazję do założenia kolonii w Ameryce Pn. wiedząc, iż koloniści z czasem będą upominać się o swoje prawa, mknąć ku niepodległości, to czy posłaliby swoich ludzi do Nowego Świata, czy też może nie? Czy zrezygnowaliby z akcji kolonializmu, czy wręcz przeciwnie? Czy umieliby powstrzymać bojowników o wolność, posyłając dodatkowe „posiłki” wojskowe czy raczej, znając krwawe liczby m.in. tzw. „bostońskiej masakry” z 1760 roku daliby bez najmniejszego stawiania oporu wolność kolonistom? Jak potoczyłyby się wówczas losy kolonialne Anglii? Jakie stałyby się Stany Zjednoczone wówczas i jakby dziś się kształtowały? Ba, wręcz jaki krąg zatoczyłby bieg historii całego świata? 

 



BIBLIOGRAFIA:

 

·         Cook Ebenezer, E.H. Cohen, The Sot – Weed Canon, Athens 1975.

·         Ferro Marc, Historia kolonizacji, wyd. Bellona, 1997.

·         History of the Plymouth Plantation, w: The Literature of Colonial America: Colonial Period, red. Larzer Ziff, New York 1970.

·         Green,A.W.,  Socjology. An Analysis of Life In Modern Society, New York                                Toronto – London 1956.

·         Kubiak Hieronim, Rodowód Narodu Amerykańskiego, Wydawnictwo  Literackie,           Kraków 1975.

·         Otwin Sauer Carl,  Sixteenth – Century North America, London 1971.

·         Pastusiak Longin, Pierwsi Polscy Podróżnicy w Stanach Zjednoczonych, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1980.

·         Rozbicki Michał J., Narodziny Narodu. Historia Stanów Zjednoczonych do 1861 roku, Oficyna Wydawnicza Interim, Warszawa 1991.                                                                   

 



[1] M. Ferro, Historia kolonizacji, wyd. Bellona, 1997, s. 37.

[2] Ibidem, s. 37

[3] S. C. Otwin, Sixteenth – Century North America, London 1971, s. 261.

[4] M. J. Rozbicki, Narodziny Narodu. Historia Stanów Zjednoczonych do 1861 roku, Oficyna Wydawnicza

      Interim, Warszawa 1991, s. 58.

[5] Rozbicki…, op.-cit., s. 58. 

[6] Ibidem, s. 59.

[7] L. Pastusiak, Pierwsi Polscy Podróżnicy w Stanach Zjednoczonych, Krajowa Agencja Wydawnicza,

     Warszawa 1980, s. 8.

[8] Rozbicki…, op.-cit., s. 63.

[9] Ibidem, s. 64.

[10]   Ibidem, s. 65.

[11] History of the Plymouth Plantation, [w:] “The Literature of Colonial America: Colonial Period”, red. Larzer    

       Ziff, New York 1970, s. 86.

[12] Rozbicki…, op.-cit., s. 69.

[13] Ibidem, s. 102.

[14] Ibidem, s. 103.

[15] Ibidem, s. 105.

[16] E. Cook, E.H. Cohen, The Sot – Weed Canon, Athens 1975, s. 62.

[17] Ferro…, op.-cit., s. 37.

[18] A.W. Green, Socjology. An Analysis of Life In Modern Society, New YorkTorontoLondon 1956,                

        s. 240.

[19] H. Kubiak, Rodowód Narodu Amerykańskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975, s. 74.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KIEDY ZACZNIE SIĘ WOJNA... [SCENARIUSZE I KONTEKST RELIGIJNY]

Kiedy zacznie się wojna pomiędzy światowymi mocarstwami, np. między USA a Chinami, USA a Rosją, Rosją a Chinami, wówczas będzie to szybko, z...